środa, 14 lutego 2018

Ablacja - jak wygląda, czy boli, czy jest czego się bać ??

ABLACJA




Po opublikowaniu mojego pierwszego postu, dostałam sporo pytań odnośnie ablacji. 
Zgodnie z obietnicą w poprzednim wpisie, nadszedł czas na opisanie zabiegu. 

Decyzja o zabiegu została podjęta właściwie o razu, kiedy kardiolog zobaczył wynik ekg z udokumentowanym częstoskurczem. Nie było żadnych pytań czy chcesz, czy się decydujesz itd. 
Lekarz wytłumaczył mi dokładnie jak będzie wyglądał zabieg i na czym polega. Przyznam szczerze, że nawet mi ulżyło. Jestem z tych osób, które wolą wiedzieć jakie jest ryzyko i tak dalej. Ta wiedza sprawiła, że właściwie nie bardzo bałam się tej ablacji, bo wiedziałam, że będę w dobrych rękach.


W między czasie i tak moja ciekawość wzięła górę, i po raz kolejny zasięgnęłam porady niezawodnego doktora Google. Trafiałam na różne fora. Jedni pisali, że żałują ablacji, drudzy że to nie ma sensu, kolejni że strasznie boli i tak dalej. Nie wiedziałam już sama co o tym myśleć. Na zabieg czekałam stosunkowo krótko bo tylko dwa miesiące. Można powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, bo niektórzy czekali nawet rok. 

Przechodząc do samego zabiegu....


PAKS


Do szpitala potrzebne jest oczywiście skierowanie, które musicie dostarczyć do określonej placówki. W moim przypadku był to PAKS ( Polsko-Amerykańskie Kliniki Chorób Serca ). I uważam, że jest to najlepsze miejsce do wykonywania tak owych zabiegów, operacji. Z jednego baardzo ważnego powodu. PAKS zajmuje się przede wszystkim tylko i wyłącznie schorzeniami układu krążenia. Pracują tam właściwie sami kardiolodzy, elektrofizjolodzy i oczywiście anestezjolodzy. Wszystko jednak skupione jest wokół serca. 


Dzień pierwszy 


Na zabieg zgłosiłam się po południu około 12.00. Na początek oczywiście podpisanie zgody na zabieg itd. Potem już pielęgniarka zaprowadziła mnie bezpośrednio na oddział. Badań w sumie przed samym zabiegiem jest niewiele. Tylko pobranie krwi i ekg. Czytając fora byłam przygotowana na rtg klatki piersiowej, echo serca i wiele innych badań. Jednak w moim przypadku echo było robione wcześniej, więc pewnie stwierdzili, że nie trzeba nic powtarzać. Po badaniach, niestety pozostaje czekanie na drugi dzień, w którym odbędzie się ablacja. Także polecam zabranie ze sobą gazet, książek i innych czasoumilaczy. 


Dzień drugi

Przyszedł wyczekiwany dzień ablacji. U mnie wyglądało to tak, że około 9.00 był obchód. Lekarz oznajmił mi wtedy, że pójdę na pierwszy ogień. W sumie dobra opcja, bo będzie z głowy. Z drugiej strony mega stres. Przed zabiegiem dostaniecie kroplówkę z solą fizjologiczną no i to tyle.
Kiedy już skończyła mi się kroplówka pielęgniarka dała mi specjalny strój w postaci dużej koszulki i majtek:D. Po jakimś czasie przyszedł po mnie lekarz i zabrał na salę operacyjną. 
Sala jak sala, duża na środku wąskie łóżko, a wkoło pełno monitorów, Było tam mega zimno. Zabieg rozpoczyna się od podłączenia elektrod tak jak do EKG więc nic strasznego. 
Następnie zakładają mankiet ciśnieniomierza. Podczas ablacji będą Wam mierzyć ciśnienie mniej więcej co 10 minut. Następny krok to założenie duuużej płachty na klatkę piersiową z wyciętymi otworami w okolicach pachwiny. Potem robi się troszkę boleśnie, bo nadchodzi moment znieczulenia tętnicy udowej. Powiem tak - poczułam jedynie ukłucie i podejrzewam, że to zasługa lekarza, który się wkłuwał. Bo generalnie mnie nie bolało. 

No i później zaczyna się główna część czyli wprowadzanie specjalnych "kabelków" do serca, które zakończonę są elektrodą, mającej na celu wyeliminowanie arytmii. Tutaj możecie czuć dziwne uczucie, po prostu jakby ktoś wam mówiąc kolokwialnie grzebał w klatce piersiowej. A tak serio- to nic strasznego. Jak już dojdą do serca zaczyna się pobudzanie serca impulsami, które mają znaleźć miejsce z którego pochodzi arytmia-czyli badanie elektrofizjologiczne. Podobno u jednych znajdują to bardzo szybko u innych dłużej, a jeszcze u innych nie udaje się wywołać częstoskurczu podczas ablacji. U mnie nie trzeba było długo czekać. Częstoskurcz pojawił, się szybko. Doskonale znałam to uczucie. Serce waliło jak opętane. Tu się trochę postresowałam, i lekarz pozwolił wstrzyknąć małą dawkę środku uspokajającego(dormicum). Małą, żeby nie uciszyć arytmii. 
Lekarze informowali mnie, że zaczynają wypalać. Po jakimś czasie doktor powiedział, że już po wszystkim. Byłam totalnie w szoku bo samo wypalanie nie bolało mnie w ogóle serio. Nie czułam żadnego pieczenia, ciepła, bólu nic. Kolejny krok to sprawdzenie czy ablacja się udała. Znowu zaczęli pobudzać serce, jednak arytmii już nie było. Potem dostałam dożylnie lek przyspieszający bicie serca, który również ma na celu sprawdzenie czy zabieg się udał. 
No i właściwie to tyle. Po zabiegu odwieźli mnie na salę. I tu chyba najbardziej uciążliwa część- trzeba leżeć 6 godzin, żeby w nodze nie zrobił się żaden krwiak itd. Po 6 godzinach można się trochę poruszać ale bez szału. 

Dzień trzeci


W trzecim dniu wypuścili mnie do domu ze wszystkimi zaleceniami. Czyli oszczędzanie głównie tej nogi. Leżeć, spać, odpoczywać. Jeżeli chodzi o leki przez trzy miesiące kazali brać jeszcze betabloker. Przepisali mi także potas, bo mój poziom był dość niski. Po trzech miesiącach należy wykonać dobowe badanie holterowskie, żeby sprawdzić czy zabieg był skuteczny. Aczkolwiek przyznam szczerze, że moim zdaniem powinni zakładać holtera na dłuższy okres czasu po ablacji. Z własnego doświadczenia wiem, że w 24h czasami nie uchwyci się totalnie nic. No ale lekarze wiedzą lepiej :D.  


Podsumowanie


Podsumowując, zabieg zniosłam dobrze. Oczywiście każdy ma inny próg bólu. Wiele też zależy od nastawienia. Mnie ablacja nie przerażała aż tak, bo wiedziałam na czym polega, co mi będą robić i tak dalej. Czy żałuje ? Nie. Aczkolwiek u mnie droga do "wyzdrowienia" jest dość skomplikowana, bo jestem już po dwóch ablacjach. Po prostu moje miejsce arytmii jest dość ciężko usadzone i szybko mi się ta rana niestety zregenerowała. Ale to temat na zupełnie osobny post.

W najbliższym czasie, opublikuję jeszcze zdjęcie ekg mojego częstoskurczu oraz wypis ze szpitala, gdzie opisali fachowo cały zabieg ablacji.


Jeżeli macie jakieś pytania piszcie na e-mail : aleksandraociepa95@gmail.com

Instagram : allexandrine_ 




czwartek, 1 lutego 2018

Kiedy serce nie sługa



Cześć ! 

To mój pierwszy post, a zarazem pierwszy blog w życiu więc proszę o wyrozumiałość :)

Na początek .... 

Założenie bloga chodziło za mną od wielu lat, jednak brakowało mi pomysłu, a chyba przede wszystkim odwagi. Jednak w ciągu ostatnich dwóch lat w moim życiu wydarzyło się dużo nieoczekiwanych zdarzeń, które wzbudziły we potrzebę mnie podzielenia się tym z Wami.

Mam na imię Ola, mam 22 lata. Niedawno skończyłam licencjat i rozpoczęłam studia magisterskie we Wrocławiu. Wiele z nas - młodych ludzi w tym okresie życia uważa się za niezniszczalnych. 
Ja byłam jedną z tych osób, które korzystało z życia na sto procent. Studia, imprezy, podróżowanie to była moja codzienność. Do pewnego momentu kiedy mój organizm powiedział stop. 

Zawsze byłam osobą dość impulsywną i nerwową, przez co niektóre problemy zdrowotne najzwyczajniej w świecie zganiałam na stres. Bo co mogłoby dolegać młodej dziewczynie w wieku 20 lat ? No własnie. 

Od dobrych paru lat, mniej więcej co kilka miesięcy czułam nagłe baaardzo mocne przyspieszenie serca, które raz przechodziło szybciej, raz trwało kilkanaście minut. Nie przykuwałam do tego zbytniej uwagi, myślałam sobie to na pewno stres, okres, napięcie przedmiesiączkowe, albo pogoda
(pogoda, serio?).

Kardiolog 


Kiedy te ataki się powtarzały, stwierdziłam że chyba jednak coś jest nie tak. Oczywiście sięgnęłam porady Dr Google- co ani trochę mi nie pomogło. W internecie wyskoczyły przerażające rzeczy odnośnie arytmii serca, zabiegów kardiologicznych, nerwic i tak dalej. Nie dawało mi to spokoju, więc w końcu poszłam do lekarza. Mój lekarz rodzinny właściwie nie wiedział co mi poradzić. Zrobili ekg, dostałam skierowanie na badania krwi i tyle. Oczywiście nic nie wyszło.Jakiś czas później dowiedziałam się, że mam dość mocno rozjechane hormony więc stwierdziłam,że to od tego. 
Olałam więc temat sercowy i zajęłam się hormonami. Oczywiście wędrówki od jednego specjalisty do drugiego, miliony badań ginekologicznych, endokrynologicznych itd. Jednak każdy z nich mówił, że problemy z sercem to nie od hormonów. Jednak uparta ja wolałam myśleć że to jednak od tego i że napewno tak mówią żebym dała im spokój :D. 
Jednak serce dalej dawało mi w kość. Wszędzie. Na uczelni, w pociągu w domu. W końcu stwierdziłam, że dobrze by było jakby zobaczył mnie kardiolog. Lekarza, do którego warto było jechać polecił mojej mamie jej znajomy (też lekarz). Szczerze mówiąc i tak byłam sceptycznie nastawiona, po moich poprzednich wizytach ale mówię ok jak mus to mus
Nadszedł w końcu czas wizyty u kardiologa. Przed tym dniem, dwie noce nie spałam, nie jadłam chodziłam od drzwi do drzwi. 
Moje obawy były niesłuszne, ponieważ kardiolog faktycznie, był konkretny. Zlecił holtera, echo serca(usg), badania krwi w tym elektrolitów i przepisał chwilowo leki wyciszające. 
Po zrobieniu wszystkich badań dalej sie nic nie wyjaśniło bo... wszystko wyszło w normie. 
Stwierdziłam, że może serio to wszystko jakiś stres związany ze studiami itd.

Po czasie znowu złapały mnie palpitacje serca i powiedziałam sobie dość jedziemy na dyżur.
Pojechałyśmy więc z mamą, pielęgniarka zrobiła ekg i była w szoku, że jeszcze nie zemdlałam bo mój puls wynosił 170. Na ekg wyszła tachykardia węzłowa. Wtedy nie miałam jeszcze zielonego pojęcia o co chodzi, ale opis ekg był nieco przerażający :D. Lekarz, który mnie przyjmował był chirurgiem więc za wiele nie powiedział. Dali mi leki, kazali leżeć. Od lekarza usłyszałam, że to taka uroda i cytuję "Jak urodzisz dziecko to Ci przejdzie". Nie będę tego komentować. 


Częstoskurcz nadkomorowy 

Czekaliśmy na to 


W tamtym momencie byłam na maksa wkurzona i nie czekając zadzwoniłam do kardiologa, u którego byłam już wcześniej i zapisałam się na wizytę. Miesiąc czekania prywatnie, no trudno.
Znowu stres i oczekiwanie na wizytę i myśli "Co mi powie". Jadąc tam wiedziałam już na bank, że to nie będzie łatwa i przyjemna rozmowa. Wchodząc do gabinetu mój kardiolog w ogóle mnie chyba nie poznał - w sumie nie ma się co dziwić bo wróciłam do niego po około roku. Dopiero jak zobaczył ekg to coś mu zaświtało i powiedział "Czekaliśmy na to"... Zamurowało mnie serio nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Okazało się, że moja arytmia to częstoskurcz nadkomorowy AVNRT. Nawrotny częstoskurcz węzłowy (AVNRT) jest najczęstszą postacią napadowego częstoskurczu nadkomorowego. Występuje zazwyczaj u osób młodych, głównie kobiet, bez organicznych chorób serca. Częstoskurcz ten zależny jest od pętli nawrotnej (reentry) wobrębie dwóch fizjologicznych dróg przewodzenia - wolnej iszybkiej

I w jednym momencie przypomniała mi się sytuacja sprzed roku kiedy faktycznie pytał się mnie czy nie czuje innego rytmu serca, pokazał mi wtedy też ekg w spoczynku w którym już wtedy coś mu nie grało. 

Po chwili powiedział "Wyleczymy Cię". WOW.  Potem weszła pielęgniarka, której zakomunikował żeby wpisała mnie na ablację. No i wszystko się zaczęło. Dowiedziałam się, że w moim sercu jest dodatkowa droga czy też kabel, jak określają to kardiolodzy. Ablacja jest to zabieg kardiologiczny który polega na celowym uszkodzeniu tkanki w sercu, z którego pochodzi arytmia. 


Owa droga dodatkowa wytwarza te wszystkie rzeczy, które mi się działy. Zaznaczę jeszcze, że te ataki zdarzały się napadowo  kiedy np. zrobiłam gwałtowny ruch, schylenie się itd. Co do objawów tu w sumie nie ma co za dużo mówić, po prostu czułam mega mocne bicie serca i duszność w gardle. Czasami było mi słabo, ale bardzo rzadko. 

Lekarz wytłumaczył mi,że potrzebny będzie zabieg, że lepiej to zrobić teraz jak jestem młoda. Pokazał model serca i dokładnie opisał moją dolegliwość. Do czasu zabiegu(czekałam tylko miesiąc) kazał się w miarę oszczędzać głownie chodziło o używki - nie pić nie palić. Dowiedziałam się też, że ta arytmia dotyka właśnie dziewczyny w moim wieku. I po prostu rodzimy się już z tym. Więc nie ma możliwości żeby wytworzyło się nam to kiedy jesteśmy dorośli. 

Po pierwsze wybór lekarza



Po wizycie z  jednej strony byłam zmartwiona no bo to jednak serce. Z drugiej byłam nieco spokojniejsza bo wiedziałam w końcu po dwóch latach czemu źle się czułam. Po trzecie lekarz uspokoił mnie, że ryzyko wynosi w sumie 1%. Chciałam tutaj zaapelować do wszystkich arytmików żeby nie czytali informacji na forach. Bo mi to nie pomogło, a zaszkodziło. W miarę możliwości starajcie się znaleźć dobrego lekarza najlepiej takiego, który wykonuje takie zabiegi (kardiolog, elektrofizjolog). Lub takiego, który tak jak mój jest ordynatorem oddziału, gdzie będziecie mieć wykonywaną ablację. To da wam pewnego rodzaju ulgę, że jesteście w rękach ludzi mających pojęcie o tym co robią. Kolejną rzeczą jaką mogę podpowiedzieć osobom, które podejrzewają u siebie zaburzenia rytmu serca jest to abyście od razu szli do kardiologa. Nie ma sensu tracić czasu na wizyty u internistów u lekarzy rodzinnych, medycyny pracy itd. Z jednego bardzo prostego powodu. Ablacja jest zabiegiem stosunkowo nowym. Większość lekarzy ogólnych nie ma tak na prawdę wystarczającej wiedzy na ten temat. Wiem to z własnego doświadczenia kiedy mój lekarz rodzinny powiedział mi wprost, że on "jest chyba za głupi na takie rzeczy". Smutne ale prawdziwe.


Post ten dedykuje wszystkim osobom, których serce nie bije tak jak powinno. Do jego napisania zainspirował nie fakt, że w internecie ciągle jest nie wystarczająco dużo informacji na temat zaburzeń serca. Kiedy zaczęłam chorować, szukałam i szukałam relacji osób które przechodziły coś podobnego i niestety nie znalazłam nic. Mam nadzieję, że ten post pomoże choć jednej osobie i przez to poczujecie się, że nie jesteście jedyni :)

Co do zabiegu ablacji, pojawi się nowy post dotyczący tego zabiegu. Opisze tam wszystko krok po kroku jak to wygląda, czy boli, i czy faktycznie jest się czego bać :) 

Jeżeli macie pytania wysyłajcie je pod adres - aleksandraociepa95@gmail.com lub wpisujscie je na dole w komentarzach


Dziękuję

Ola. 

Instagram : allexandrine_




Ablacja - jak wygląda, czy boli, czy jest czego się bać ??

ABLACJA Po opublikowaniu mojego pierwszego postu, dostałam sporo pytań odnośnie ablacji.  Zgodnie z obietnicą w poprzednim wpisi...